Tadeusz Różewicz:"Gotyk 1954"
Moderator: Tomasz Kowalczyk
-
- Posty: 2823
- Rejestracja: śr 17 wrz, 2008
- Kontakt:
Żebra umarłego Boga
sklepione
nad słowami
wierzących
ślepo
Bóg
jeż niebieski
nabity na tysiąc iglic wież
katedr banków
ocieka krwią
ludzi
nie własną
z worem złota u szyi
ciągną go
na swoje dno
skazani
sklepione
nad słowami
wierzących
ślepo
Bóg
jeż niebieski
nabity na tysiąc iglic wież
katedr banków
ocieka krwią
ludzi
nie własną
z worem złota u szyi
ciągną go
na swoje dno
skazani
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Jolanta Kowalczyk, łącznie zmieniany 1 raz.
mmmmmmmmmmmmmmm :tuli:
Tadeusz Różewicz
"Strach"
Wasz strach jest wielki
metafizyczny
mój mały urzędnik
z teczką
z kartoteką
z ankietą
kiedy się urodziłem
z czego się utrzymuję
czego nie zrobiłem
w co nie wierzę
co tutaj robię
kiedy przestanę udawać
gdzie się udam
potem
jeszcze jeszcze i wciąż
Tadeusz Różewicz
"Strach"
Wasz strach jest wielki
metafizyczny
mój mały urzędnik
z teczką
z kartoteką
z ankietą
kiedy się urodziłem
z czego się utrzymuję
czego nie zrobiłem
w co nie wierzę
co tutaj robię
kiedy przestanę udawać
gdzie się udam
potem
jeszcze jeszcze i wciąż
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Mithril, łącznie zmieniany 1 raz.
-
- Posty: 2823
- Rejestracja: śr 17 wrz, 2008
- Kontakt:
Dla mnie ten wiersz stanowi pewnego rodzaju modlitwę:
Ocalony
Mam
dwadzieścia cztery lata
ocalałem
prowadzony na rzeź.
To są nazwy puste i jednoznaczne:
człowiek i zwierzę
miłość i nienawiść
wróg i przyjaciel
ciemność i światło.
Człowieka tak sie zabija jak zwierzę
widziałem:
furgony porąbanych ludzi
którzy nie zostaną zbawieni.
Pojęcia są tylko wyrazami:
cnota i występek
prawda i kłamstwo
piękno i brzydota
męstwo i tchórzostwo.
Jednako waży cnota i występek
widziałem:
człowieka który był jeden
występny i cnotliwy.
Szukam nauczyciela i mistrza
niech przywróci mi wzrok słuch i mowę
niech jeszcze raz nazwę rzeczy i pojęcia
niech oddzieli światło od ciemności.
Mam dwadzieścia cztery lata
ocalałem
prowadzony na rzeź.
Ocalony
Mam
dwadzieścia cztery lata
ocalałem
prowadzony na rzeź.
To są nazwy puste i jednoznaczne:
człowiek i zwierzę
miłość i nienawiść
wróg i przyjaciel
ciemność i światło.
Człowieka tak sie zabija jak zwierzę
widziałem:
furgony porąbanych ludzi
którzy nie zostaną zbawieni.
Pojęcia są tylko wyrazami:
cnota i występek
prawda i kłamstwo
piękno i brzydota
męstwo i tchórzostwo.
Jednako waży cnota i występek
widziałem:
człowieka który był jeden
występny i cnotliwy.
Szukam nauczyciela i mistrza
niech przywróci mi wzrok słuch i mowę
niech jeszcze raz nazwę rzeczy i pojęcia
niech oddzieli światło od ciemności.
Mam dwadzieścia cztery lata
ocalałem
prowadzony na rzeź.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Jolanta Kowalczyk, łącznie zmieniany 1 raz.
-
- Posty: 2823
- Rejestracja: śr 17 wrz, 2008
- Kontakt:
Domowe ćwiczenia na temat aniołów
Anioły
strącone
są podobne
do płatków sadzy
do liczydeł
do gołąbków nadziewanych
czarnym ryżem
są też podobne do gradu
pomalowanego na czerwono
do niebieskiego ognia
z żółtym językiem
anioły strącone
są podobne
do mrówek
do księżyców które wciskają się
za zielone paznokcie umarłych
anioły w raju
są podobne do wewnętrznej strony uda
niedojrzałej dziewczynki
są jak gwiazdy
świecą w miejscach wstydliwych
są czyste jak trójkąty i koła
mają w środku ciszę
strącone anioły
są jak otwarte okna kostnicy
jak krowie oczy
jak ptasie szkielety
jak spadające samoloty
jak muchy na płucach padłych żołnierzy
jak struny jesiennego deszczu
co łączą usta z odlotem ptaków
milion aniołów
wędruje
po dłoniach kobiety
są pozbawione pępka
piszą na maszynach do szycia
długie poematy w formie
białego żagla
ich ciała można szczepić
na pniu oliwki
śpią na suficie
spadają kropla po kropli
Anioły
strącone
są podobne
do płatków sadzy
do liczydeł
do gołąbków nadziewanych
czarnym ryżem
są też podobne do gradu
pomalowanego na czerwono
do niebieskiego ognia
z żółtym językiem
anioły strącone
są podobne
do mrówek
do księżyców które wciskają się
za zielone paznokcie umarłych
anioły w raju
są podobne do wewnętrznej strony uda
niedojrzałej dziewczynki
są jak gwiazdy
świecą w miejscach wstydliwych
są czyste jak trójkąty i koła
mają w środku ciszę
strącone anioły
są jak otwarte okna kostnicy
jak krowie oczy
jak ptasie szkielety
jak spadające samoloty
jak muchy na płucach padłych żołnierzy
jak struny jesiennego deszczu
co łączą usta z odlotem ptaków
milion aniołów
wędruje
po dłoniach kobiety
są pozbawione pępka
piszą na maszynach do szycia
długie poematy w formie
białego żagla
ich ciała można szczepić
na pniu oliwki
śpią na suficie
spadają kropla po kropli
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Jolanta Kowalczyk, łącznie zmieniany 1 raz.
Herbert, Różewicz... Czy da się jeszcze coś sensownego napisać o aniołach? Wspaniały wiersz!
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Tomasz Kowalczyk, łącznie zmieniany 1 raz.
- stary krab
- Posty: 950
- Rejestracja: sob 27 wrz, 2008
- Lokalizacja: Tarnów
- Kontakt:
Nie zwiedziłem pół Polski, nie mogę zaprzeczyć, ale potwierdzić też nie.
O strąconych aniołach łatwiej mówić; rajskie są jak poezja, ledwie wyczuwalne między wersami. :vi:
O strąconych aniołach łatwiej mówić; rajskie są jak poezja, ledwie wyczuwalne między wersami. :vi:
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez stary krab, łącznie zmieniany 1 raz.
- Mariola Kruszewska
- Posty: 12383
- Rejestracja: czw 24 lip, 2008
- Lokalizacja: Mińsk Mazowiecki
Termopile polskie
Te głowy ciosane łopatą
jak meduzy z purpurowym rdzeniem
pomykają
w płytkiej nocy w pamięci.
Płaskie mury obrastały
mózgami
kipiały prute salwami arterie
przebite na ciemność oczy
usta na ukos.
Twarze matek notowały:
Młody skopany rozkraczony
z sinym kroczem
krzyczy
partyzant dźwiga
flaki niebieskie
rozwalony na polu chwały
poległ
miedzianowłosy Żyd
z sześcioramienną gwiazdą w oczach
zwisł
kurierka z zielonym okiem
w brzuchu
wyskoczyła z pociągu
zbierajcie każdą kroplę krwi
która nie będzie policzona.
Cyjanek sypie na
pęknięte usta
biały śnieg.
Te głowy ciosane łopatą
jak meduzy z purpurowym rdzeniem
pomykają
w płytkiej nocy w pamięci.
Płaskie mury obrastały
mózgami
kipiały prute salwami arterie
przebite na ciemność oczy
usta na ukos.
Twarze matek notowały:
Młody skopany rozkraczony
z sinym kroczem
krzyczy
partyzant dźwiga
flaki niebieskie
rozwalony na polu chwały
poległ
miedzianowłosy Żyd
z sześcioramienną gwiazdą w oczach
zwisł
kurierka z zielonym okiem
w brzuchu
wyskoczyła z pociągu
zbierajcie każdą kroplę krwi
która nie będzie policzona.
Cyjanek sypie na
pęknięte usta
biały śnieg.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Mariola Kruszewska, łącznie zmieniany 1 raz.
Ojcze nasz, (...) przyjdź królestwo Twoje.
Nie uczę, nie mam patentu na rację. emde
Nie uczę, nie mam patentu na rację. emde
Nieznany list
Ale Jezus schylił się
i pisał palcem na ziemi
potem znowu schylił się
i pisał na piasku
Matko są tak ciemni
i prości że muszę pokazywać
cuda robię takie śmieszne
i niepotrzebne rzeczy
ale ty rozumiesz
i wybaczysz synowi
zamieniam wodę w wino
wskrzeszam umarłych
chodzę po morzu
oni są jak dzieci
trzeba im ciągle
pokazywać coś nowego
wyobraź sobie
Kiedy zbliżyli się do niego
zasłonił i wymazał
litery
na wieki
Ale Jezus schylił się
i pisał palcem na ziemi
potem znowu schylił się
i pisał na piasku
Matko są tak ciemni
i prości że muszę pokazywać
cuda robię takie śmieszne
i niepotrzebne rzeczy
ale ty rozumiesz
i wybaczysz synowi
zamieniam wodę w wino
wskrzeszam umarłych
chodzę po morzu
oni są jak dzieci
trzeba im ciągle
pokazywać coś nowego
wyobraź sobie
Kiedy zbliżyli się do niego
zasłonił i wymazał
litery
na wieki
Cierń
nie wierzę
nie wierzę od przebudzenia
do zaśnięcia
nie wierzę od brzegu do brzegu
mojego życia
nie wierzę tak otwarcie
głęboko
jak głęboko wierzyła
moja matka
nie wierzę
jedząc chleb
pijąc wodę
kochając ciało
nie wierzę
w jego świątyniach
kapłanach znakach
nie wierzę na ulicy miasta
w polu w deszczu
powietrzu
złocie zwiastowania
czytam jego przypowieści
proste jak kłos pszenicy
i myślę o bogu
który się nie śmiał
myślę o małym
bogu krwawiącym
w białych
chustach dzieciństwa
o cierniu który rozdziera
nasze oczy usta
teraz
i w godzinie śmierci
nie wierzę
nie wierzę od przebudzenia
do zaśnięcia
nie wierzę od brzegu do brzegu
mojego życia
nie wierzę tak otwarcie
głęboko
jak głęboko wierzyła
moja matka
nie wierzę
jedząc chleb
pijąc wodę
kochając ciało
nie wierzę
w jego świątyniach
kapłanach znakach
nie wierzę na ulicy miasta
w polu w deszczu
powietrzu
złocie zwiastowania
czytam jego przypowieści
proste jak kłos pszenicy
i myślę o bogu
który się nie śmiał
myślę o małym
bogu krwawiącym
w białych
chustach dzieciństwa
o cierniu który rozdziera
nasze oczy usta
teraz
i w godzinie śmierci
Kasztan
Najsmutniej jest wyjechać
z domu jesiennym rankiem
gdy nic nie wróży rychłego powrotu
Kasztan przed domem zasadzony
przez ojca rośnie w naszych oczach
matka jest mała
i można ją nosić na rękach
na półce stoją słoiki
w których konfitury
jak boginie ze słodkimi ustami
zachowały smak
wiecznej młodości
wojsko w rogu szuflady już
do końca świata będzie ołowiane
a Bóg wszechmocny który mieszał
gorycz do słodyczy
wisi na ścianie bezradny
i źle namalowany
Dzieciństwo jest jak zatarte oblicze
na złotej monecie która dźwięczy
czysto.
Najsmutniej jest wyjechać
z domu jesiennym rankiem
gdy nic nie wróży rychłego powrotu
Kasztan przed domem zasadzony
przez ojca rośnie w naszych oczach
matka jest mała
i można ją nosić na rękach
na półce stoją słoiki
w których konfitury
jak boginie ze słodkimi ustami
zachowały smak
wiecznej młodości
wojsko w rogu szuflady już
do końca świata będzie ołowiane
a Bóg wszechmocny który mieszał
gorycz do słodyczy
wisi na ścianie bezradny
i źle namalowany
Dzieciństwo jest jak zatarte oblicze
na złotej monecie która dźwięczy
czysto.
Bez
największym wydarzeniem
w życiu człowieka
są narodziny i śmierć
Boga
ojcze Ojcze nasz
czemu
jak zły ojciec
nocą
bez znaku bez śladu
bez słowa
czemuś mnie opuścił
czemu ja opuściłem Ciebie
życie bez boga jest możliwe
życie bez boga jest niemożliwe
przecież jako dziecko karmiłem się
Tobą
jadłem ciało
piłem krew
może opuściłeś mnie
kiedy próbowałem otworzyć
ramiona
objąć życie
lekkomyślny
rozwarłem ramiona
i wypuściłem Ciebie
a może uciekłeś
nie mogąc słuchać
mojego śmiechu
Ty się nie śmiejesz
a może pokarałeś mnie
małego ciemnego za upór
za pychę
za to
że próbowałem stworzyć
nowego człowieka
nowy język
opuściłeś mnie bez szumu
skrzydeł bez błyskawic
jak polna myszka
jak woda co wsiąkła w piach
zajęty roztargniony
nie zauważyłem twojej ucieczki
twojej nieobecności
w moim życiu
życie bez boga jest możliwe
życie bez boga jest niemożliwe
największym wydarzeniem
w życiu człowieka
są narodziny i śmierć
Boga
ojcze Ojcze nasz
czemu
jak zły ojciec
nocą
bez znaku bez śladu
bez słowa
czemuś mnie opuścił
czemu ja opuściłem Ciebie
życie bez boga jest możliwe
życie bez boga jest niemożliwe
przecież jako dziecko karmiłem się
Tobą
jadłem ciało
piłem krew
może opuściłeś mnie
kiedy próbowałem otworzyć
ramiona
objąć życie
lekkomyślny
rozwarłem ramiona
i wypuściłem Ciebie
a może uciekłeś
nie mogąc słuchać
mojego śmiechu
Ty się nie śmiejesz
a może pokarałeś mnie
małego ciemnego za upór
za pychę
za to
że próbowałem stworzyć
nowego człowieka
nowy język
opuściłeś mnie bez szumu
skrzydeł bez błyskawic
jak polna myszka
jak woda co wsiąkła w piach
zajęty roztargniony
nie zauważyłem twojej ucieczki
twojej nieobecności
w moim życiu
życie bez boga jest możliwe
życie bez boga jest niemożliwe
*** (moje ciało)
moje ciało
mówi do mnie
ja nigdy nie przestanę
oddychać
ja nigdy nie przestanę
jeść trawić kochać
ja twoje ciało
nie przestanę widzieć
co ty robisz ze mną
gdzie mnie prowadzisz
czemu chcesz mnie
powiesić na tym haku
pod czarnym sufitem
czemu chcesz mnie wypchnąć
z okna drapacza chmur
czemu mnie rzucasz
pod koła
zostaw mnie tutaj
chcę wdychać głęboko
czyste powietrze
mój język chce wejść
w usta dojrzałej dziewczyny
jeśli chcesz iść do ziemi
idź sam
ciało moje
mówi do siebie
ja będę żyło
bez troski
bez ciebie
ciało moje zostawia
mnie i odchodzi
do twojego ciała
twoje
uśmiecha się płacze
pokazuje zęby
mówi
ja prócz ciała mam
ale ty tego nie widzisz
widzisz tylko
ale że ja
moje ciało
dotyka twojego
i mówi
ja wiem
ale muszę dotknąć
Ciebie
nasze ręce
nasze usta
są mądrzejsze od nas
moje ciało
mówi do mnie
ja nigdy nie przestanę
oddychać
ja nigdy nie przestanę
jeść trawić kochać
ja twoje ciało
nie przestanę widzieć
co ty robisz ze mną
gdzie mnie prowadzisz
czemu chcesz mnie
powiesić na tym haku
pod czarnym sufitem
czemu chcesz mnie wypchnąć
z okna drapacza chmur
czemu mnie rzucasz
pod koła
zostaw mnie tutaj
chcę wdychać głęboko
czyste powietrze
mój język chce wejść
w usta dojrzałej dziewczyny
jeśli chcesz iść do ziemi
idź sam
ciało moje
mówi do siebie
ja będę żyło
bez troski
bez ciebie
ciało moje zostawia
mnie i odchodzi
do twojego ciała
twoje
uśmiecha się płacze
pokazuje zęby
mówi
ja prócz ciała mam
ale ty tego nie widzisz
widzisz tylko
ale że ja
moje ciało
dotyka twojego
i mówi
ja wiem
ale muszę dotknąć
Ciebie
nasze ręce
nasze usta
są mądrzejsze od nas
Niejasny wiersz
1
To tylko tysiąc nici
tysiąc słabych
przywiązali go
tysiącem nici
do tego świata
ściętego toporem
przywiązali jednym włosem
do głupstwa do poetyki
Przywiązali mnie
do starych krajobrazów
do kości ojców
do zabobonów
przywiązali do
przywiązali jednym włosem
patrzcie do czego mnie
przywiązali
jednym włosem
do fałszerza słów
drugim włosem
do
udawał że nie czuje
tych nici słabych
mógł zerwać każdy
włos osobno każdą nić
białą i czarną
odszedł łagodny
nie rwał nici
zostawił te wszystkie
powiązania
odszedł ciągnąc za sobą
sieć
2
Przychodzi wielkie światło
zimne i okrutne
odcina Go połyka
wypluwa I ginie
on który je wezwał
który czekał
boi się
Ach jak się czepia
wszystkimi rękami
jak się uśmiech pokornie
i zamyka oczy
żeby nie widzieć światła
które przychodzi
i przecina więzy
Więc mam zostać sam
a gdzie są te miłe drobiazgi
ciepłe kąciki
ziarna drobnostki
które przywiązują do życia
gdzie jest jedna trawka
podajcie mi jedną zieloną trawkę
żyłem w ciemnym mule
lecz byli w nim ludzie
były zwierzęta rośliny
krajobrazy gwiazdy
był dom z oknami
które się otwiera i były
schody po których się schodzi
3
Odszedł od swojej pracy
było to snucie
z ciemności świata
jasności i zgody
ten miecz jest z jedwabiu
ten miecz który spada
ten miecz który wisi
nad naszymi głowami
śpiewa jak ptak
czekał cierpliwie
przywiązany do kobiety
wina obłoków drzew
przywiązany do pieska
jakże okrutny blask
musiał ze siebie wydobyć
aby przeciąć te wątłe nici
wiązane przez słabe istoty
4
Wysnułem z siebie
żałobę i okryłem
nią drzewa ptaki wodę
wszystko tonie w moim
bezbarwnym smutku
słowa zapadają się
we mnie
bez echa
związany
wlokłem się jeszcze
nieruchomy
wracałem
zaczynałem od początku
5
Mówiłem jestem zwierzęciem
mówiłeś jesteś moim zwierzęciem
mówiłem jestem ciemnością
mówiłeś jesteś ze mnie
mówiłem że cię nie znam
ale mówiłem w tobie
uciekałem od ciebie
niesiony przez ciebie
mówiłem jestem cieniem
mówiłeś jesteś moim cieniem
mogę czekać i mogę odejść
mogę cię zabić
bo ty jesteś we mnie
uciekałem nie wiedząc
że ścigam za tobą
to dobrze że ciebie nie ma
i nigdy nie będzie
chcę się odwrócić
przemówić do bliskich
chcę się raz jeszcze związać
węzłami nikłymi
ach jak oni łatwo
mnie z rąk wypuszczają
ach moje światło
dobrze że odchodzisz
ach dobre światło
dobrze że uciekasz
wielkie nieludzkie
światło dobrze że cię nie ma
że nigdy nie będzie
6
On wiedział
on mógł odpowiedzieć
to było najważniejsze pytanie
mówiliśmy o wielu sprawach
o ludziach i wierszach
miałem zawsze to pytanie
przygotowane ukryte
odkładałem
jeszcze czas myślałem
później
zadam mu to pytanie
będę wiedział
O nic więcej już nie
zapytam
takich pytań się nie zadaje
7
Czy będziemy tworzyli piękno
czy przypomnę sobie
jak się pisze poezje
to nie nasza wina
że zamiast pięknych
dobrych i radosnych
rodzimy potwory
przecież to z wami
z waszą wyobraźnią
z waszym przerażeniem
krzykiem i milczeniem
krzyżujemy się łączymy
tworzymy z wami
potwory
bez ust bez światła
bez wiary bez honoru
twarze zalane łzami i wódką
ślady po obroży
ślady po kiju
tworzymy razem
te formy dzikie pokraczne
warczenie i pomruki
jęki i mlaskanie
klaskanie i milczenie
8
Przychodzi wielkie światło
zimne i okrutne
odcina go połyka
wypluwa I ginie
lękliwie się czepia
słabymi rękami życia
ciemnej grudy gnoju
ciepłej rodzącej bez przerwy
szuka zerwanych nici
z pokornym uśmiechem
chwyta jeszcze
oddech
znów mówić nie umie
Przychodzi wielkie światło
zimne obojętne
odcina go połyka
wypluwa I ginie
maj - lipiec 1957
1
To tylko tysiąc nici
tysiąc słabych
przywiązali go
tysiącem nici
do tego świata
ściętego toporem
przywiązali jednym włosem
do głupstwa do poetyki
Przywiązali mnie
do starych krajobrazów
do kości ojców
do zabobonów
przywiązali do
przywiązali jednym włosem
patrzcie do czego mnie
przywiązali
jednym włosem
do fałszerza słów
drugim włosem
do
udawał że nie czuje
tych nici słabych
mógł zerwać każdy
włos osobno każdą nić
białą i czarną
odszedł łagodny
nie rwał nici
zostawił te wszystkie
powiązania
odszedł ciągnąc za sobą
sieć
2
Przychodzi wielkie światło
zimne i okrutne
odcina Go połyka
wypluwa I ginie
on który je wezwał
który czekał
boi się
Ach jak się czepia
wszystkimi rękami
jak się uśmiech pokornie
i zamyka oczy
żeby nie widzieć światła
które przychodzi
i przecina więzy
Więc mam zostać sam
a gdzie są te miłe drobiazgi
ciepłe kąciki
ziarna drobnostki
które przywiązują do życia
gdzie jest jedna trawka
podajcie mi jedną zieloną trawkę
żyłem w ciemnym mule
lecz byli w nim ludzie
były zwierzęta rośliny
krajobrazy gwiazdy
był dom z oknami
które się otwiera i były
schody po których się schodzi
3
Odszedł od swojej pracy
było to snucie
z ciemności świata
jasności i zgody
ten miecz jest z jedwabiu
ten miecz który spada
ten miecz który wisi
nad naszymi głowami
śpiewa jak ptak
czekał cierpliwie
przywiązany do kobiety
wina obłoków drzew
przywiązany do pieska
jakże okrutny blask
musiał ze siebie wydobyć
aby przeciąć te wątłe nici
wiązane przez słabe istoty
4
Wysnułem z siebie
żałobę i okryłem
nią drzewa ptaki wodę
wszystko tonie w moim
bezbarwnym smutku
słowa zapadają się
we mnie
bez echa
związany
wlokłem się jeszcze
nieruchomy
wracałem
zaczynałem od początku
5
Mówiłem jestem zwierzęciem
mówiłeś jesteś moim zwierzęciem
mówiłem jestem ciemnością
mówiłeś jesteś ze mnie
mówiłem że cię nie znam
ale mówiłem w tobie
uciekałem od ciebie
niesiony przez ciebie
mówiłem jestem cieniem
mówiłeś jesteś moim cieniem
mogę czekać i mogę odejść
mogę cię zabić
bo ty jesteś we mnie
uciekałem nie wiedząc
że ścigam za tobą
to dobrze że ciebie nie ma
i nigdy nie będzie
chcę się odwrócić
przemówić do bliskich
chcę się raz jeszcze związać
węzłami nikłymi
ach jak oni łatwo
mnie z rąk wypuszczają
ach moje światło
dobrze że odchodzisz
ach dobre światło
dobrze że uciekasz
wielkie nieludzkie
światło dobrze że cię nie ma
że nigdy nie będzie
6
On wiedział
on mógł odpowiedzieć
to było najważniejsze pytanie
mówiliśmy o wielu sprawach
o ludziach i wierszach
miałem zawsze to pytanie
przygotowane ukryte
odkładałem
jeszcze czas myślałem
później
zadam mu to pytanie
będę wiedział
O nic więcej już nie
zapytam
takich pytań się nie zadaje
7
Czy będziemy tworzyli piękno
czy przypomnę sobie
jak się pisze poezje
to nie nasza wina
że zamiast pięknych
dobrych i radosnych
rodzimy potwory
przecież to z wami
z waszą wyobraźnią
z waszym przerażeniem
krzykiem i milczeniem
krzyżujemy się łączymy
tworzymy z wami
potwory
bez ust bez światła
bez wiary bez honoru
twarze zalane łzami i wódką
ślady po obroży
ślady po kiju
tworzymy razem
te formy dzikie pokraczne
warczenie i pomruki
jęki i mlaskanie
klaskanie i milczenie
8
Przychodzi wielkie światło
zimne i okrutne
odcina go połyka
wypluwa I ginie
lękliwie się czepia
słabymi rękami życia
ciemnej grudy gnoju
ciepłej rodzącej bez przerwy
szuka zerwanych nici
z pokornym uśmiechem
chwyta jeszcze
oddech
znów mówić nie umie
Przychodzi wielkie światło
zimne obojętne
odcina go połyka
wypluwa I ginie
maj - lipiec 1957