Beata Obertyńska: Bagnica
Moderator: Tomasz Kowalczyk
Wychynęła u brzegu do młodego księżyca
skośnooka, obmokła, obła panna - bagnica.
Topiel szła już w oparach, oddal mgłami mętniała,
kiedy grzbietu połyskiem rozgarnęła tatarak,
kiedy w chrapy muliste, do ust bladych rozworu
naciągnęła oddali i nabrała wieczoru...
Muł u brzegu był ciepły, muł u brzegu był grząski,
wierzba stała pochyła z nowiem wpiętym w gałązki,
zaś od łąk, co je wieczór mgłami poprzeinaczał,
krzyk się głosił - krzyk w rosy zapadłego derkacza...
Zagapiła się w sierpik, pół wodniście, pół szklanie,
zimna panna, co cierpi na niczyje kochanie,
smutna panna, co wiosną, kiedy trzciny ją przyprą,
w ciepłej wodzie na chłodno srebrną kurzy się ikrą...
Ni to swoja, ni czyja... Ni to taka, ni żadna,
półczłowieczą nijakość pławi ślisko wśród bagna,
głucha jak ten skrzek żabi, niema jak te szczeżuje,
ani myśli, że myśli - ani czuje, że czuje,
tylko kiedy ją swędy od wsi najdą nagrzane,
zimnokrwistą w niej pustką cierpnie serce wodniane
bagnicy...
skośnooka, obmokła, obła panna - bagnica.
Topiel szła już w oparach, oddal mgłami mętniała,
kiedy grzbietu połyskiem rozgarnęła tatarak,
kiedy w chrapy muliste, do ust bladych rozworu
naciągnęła oddali i nabrała wieczoru...
Muł u brzegu był ciepły, muł u brzegu był grząski,
wierzba stała pochyła z nowiem wpiętym w gałązki,
zaś od łąk, co je wieczór mgłami poprzeinaczał,
krzyk się głosił - krzyk w rosy zapadłego derkacza...
Zagapiła się w sierpik, pół wodniście, pół szklanie,
zimna panna, co cierpi na niczyje kochanie,
smutna panna, co wiosną, kiedy trzciny ją przyprą,
w ciepłej wodzie na chłodno srebrną kurzy się ikrą...
Ni to swoja, ni czyja... Ni to taka, ni żadna,
półczłowieczą nijakość pławi ślisko wśród bagna,
głucha jak ten skrzek żabi, niema jak te szczeżuje,
ani myśli, że myśli - ani czuje, że czuje,
tylko kiedy ją swędy od wsi najdą nagrzane,
zimnokrwistą w niej pustką cierpnie serce wodniane
bagnicy...
Na początku było Słowo (z Ewangelii św.Jana)