Zrywy (wyjątki z pamiętników J. Szmurłowskiego) rozdz. 21-30
: pn 10 kwie, 2023
21.
Telefony, których nigdy nie chcielibyśmy odebrać i nawet boimy się o nich pomyśleć. A jednak co kilka lat zdarzają się prawie każdemu. Potrzebujemy wiele czasu, dużego nakładu pracy i nieziemskiej cierpliwości, by znaleźć się w punkcie „lepiej”, a wystarczy chwila, by znaleźć się w punkcie „gorzej”. Na szczęście życie to nie matematyka.
22.
Cmentarz. Przy grobie P.K. W grudniu minęło dziesięć lat. Duchy zmarłych najczęściej przedstawiane są jako półprzezroczyste, rozmyte postaci. Czy niedoskonałość pamięci i upływ czasu nie czynią z człowieka z krwi i kości takiej półprzezroczystej, rozmytej postaci?
Najbardziej absurdalne są zdjęcia. Robili je do dowodów osobistych, do prawa jazdy, czasami przed egzaminami… Wszystkie zmartwienia i cele, plany i słabostki – wciąż można to wyczytać w ich oczach. Nie, to nie zdjęcia są absurdalne, ale fakt, że umieszcza się je na nagrobkach.
P.K. Figurka soli roztapia się w oceanie. Pozostają jakieś drobiazgi, wyrwane z kontekstu sytuacje. A kiedy sam odejdę, P.K. stanie się kolejnym ziarnem piasku, po którym będą dreptać nowe pokolenia. Pamiętam jego śmiech, gdy jechaliśmy pociągiem do Krakowa. Rozmowy o Anthonym de Mello, a raczej pamiętam sam fakt, że takie rozmowy toczyliśmy. Nigdy nie oddałem mu Modlitwy żaby. Klaskanie jedną dłonią. Co jeszcze? Nie nazywał lekarza rodzinnego rodzinnym, argumentując to brakiem rodziny. I tamto: „Wiesz, że ja teraz mogę umrzeć?”. Umysł nie poda ręki bezradności. Może najwyżej stanąć z boku i się przyglądać. A wtedy sam staje się bezradnością. Niektórzy nazwą ten proces pogodzeniem się, rezygnacją.
Zapadł już zmierzch, gdy wracałem. Dziwnie pokrzepiał mnie widok rozświetlonych okien mijanych domów, w których leniwie krzątało się życie. Jajecznica na boczku i włączony telewizor. Reflektory samochodów i latarnie uliczne. Po prostu iść.
23.
Dziś byłem splotem sprzeczności. Rozdrażnienie z powodu marnowania czasu. Nic nie rozumiem poza tym, że jestem tchórzem i boję się zmian. Zasnąłem jak dziecko – przy zapalonej lampce.
24.
Panna O. poczęstowała mnie ciastem marchewkowym. Zapach kawy. Zdumiewające, jak drobne gesty mogą wpływać na nastrój, o ile tylko jest w nas wdzięczność. Zadziwiająca to rzecz – u niektórych naturalna, u innych wyuczona, u wielu nieobecna.
25.
Piąta pięć. Rano jest najlepsza godzina dla umysłu, dlatego poświęcam ją na lektury. Porankom towarzyszą mądre książki. Ostatnio Jean Delumeau i Cywilizacja Odrodzenia. Procesy i postaci. „Pizarro obiecał wielkie bogactwa i wielkie królestwa: znacznie więcej niż ich znał, znacznie mniej, niż było ich w rzeczywistości”. Błyskotliwe. Na wieczór zostawiłem sobie coś lekkiego. Bitnicy. Pokaż mi swoją bibliotekę, a powiem ci, kim jesteś.
26.
Wciąż walczę z tym niedorzecznym przejaskrawianiem zła. Wszelkie objawy życzliwości i dobrego serca mimo woli traktuję jako naturalne i nazbyt często przechodzę nad nimi do porządku. Może dlatego, że człowiek z natury jest dobry? Zbyt proste. Chamstwo, brak szacunku i agresja, którym towarzyszy głupota i uleganie impulsom – zostają we mnie na dłużej, są ciągle analizowane; umysł już raz je przetworzywszy, wciąż przetwarza na nowo. Rozum rozumie, ale nie umie sprawić, by emocje rozumiały. Rozum nie trafia łatwo do emocji, bo te są zbyt pierwotne.
27.
Urząd. Przyszedł pan A.O. staruszek – pszczelarz, który ubiega się o dofinansowanie do przezimowanych rodzin pszczelich. Czekając na zaświadczenie (bez zachęty z mojej strony) począł snuć historię swojego życia. Jego ojciec miał pszczoły. Dziadek też miał pszczoły. Pradziadek „bardzo być może, że też”. Reminiscencje z wczesnego dzieciństwa. II wojna światowa. Dziadek miał kilka uli. Z jednego nie dochodziło brzęczenie pszczół. Młodziutki A.O. zapytał dlaczego. Dziadek upewnił się, że są sami, po czym otworzył ul. W środku leżały pistolety owinięte w szmatę. „To na szkopów!” – powiedział. Sprytne. A.O. zaśmiał się, jakby znów miał siedem lat.
28.
Próbowałem obejrzeć program publicystyczny. Niedorzeczne. Politycy. Najbardziej znienawidzona i pogardzana grupa społeczna, która ma zarazem najwyższe mniemanie o sobie. Polityka dla mas – rodzaj serialu telewizyjnego, niekończącego się tasiemca, który zżera to, co najcenniejsze, czyli czas.
29.
Przyglądałem się ludziom rozmawiającym o niczym. Zmęczeni, ale uśmiechnięci. Dobierający słowa. Aktorzy mimo woli. Brak celu. Ale czy brak celu to wada? Zawsze się go doszukuję, zwykle nie znajduję, a nie znajdując – wartościuję. Podstawą każdej rozmowy są asocjacje. Płynne przechodzenie od myśli A do myśli B, następnie do C i D… wszystkie kwestie połączone łańcuchem skojarzeniowym. Odgrywając rolę zawsze pozostajemy automatami i nie zdajemy sobie sprawy, że nimi jesteśmy (nieliczni uświadamiają to sobie dopiero post factum). Dlatego tak często szukam samotności. Wtedy nie trzeba grać.
30.
Paweł Z. Dziwny człowiek. Delirium tremens. Przyszedł mi na myśl w sklepie, gdy wkładałem do koszyka batonika o nazwie Pawełek. Nasza ostatnia rozmowa. Wyciągnął z barku jakiś zagraniczny trunek, który otrzymał w prezencie w czasach, gdy w przeświadczeniu swoim i swoich znajomych „coś znaczył”. Zasłonił dłonią etykietę.
– Wiesz co to jest? – zapytał.
– Nie wiem – odpowiedziałem.
– No i się nie dowiesz. – Otworzył i wychylił do dna. Trzy czwarte.
Ostatni popis.
Telefony, których nigdy nie chcielibyśmy odebrać i nawet boimy się o nich pomyśleć. A jednak co kilka lat zdarzają się prawie każdemu. Potrzebujemy wiele czasu, dużego nakładu pracy i nieziemskiej cierpliwości, by znaleźć się w punkcie „lepiej”, a wystarczy chwila, by znaleźć się w punkcie „gorzej”. Na szczęście życie to nie matematyka.
22.
Cmentarz. Przy grobie P.K. W grudniu minęło dziesięć lat. Duchy zmarłych najczęściej przedstawiane są jako półprzezroczyste, rozmyte postaci. Czy niedoskonałość pamięci i upływ czasu nie czynią z człowieka z krwi i kości takiej półprzezroczystej, rozmytej postaci?
Najbardziej absurdalne są zdjęcia. Robili je do dowodów osobistych, do prawa jazdy, czasami przed egzaminami… Wszystkie zmartwienia i cele, plany i słabostki – wciąż można to wyczytać w ich oczach. Nie, to nie zdjęcia są absurdalne, ale fakt, że umieszcza się je na nagrobkach.
P.K. Figurka soli roztapia się w oceanie. Pozostają jakieś drobiazgi, wyrwane z kontekstu sytuacje. A kiedy sam odejdę, P.K. stanie się kolejnym ziarnem piasku, po którym będą dreptać nowe pokolenia. Pamiętam jego śmiech, gdy jechaliśmy pociągiem do Krakowa. Rozmowy o Anthonym de Mello, a raczej pamiętam sam fakt, że takie rozmowy toczyliśmy. Nigdy nie oddałem mu Modlitwy żaby. Klaskanie jedną dłonią. Co jeszcze? Nie nazywał lekarza rodzinnego rodzinnym, argumentując to brakiem rodziny. I tamto: „Wiesz, że ja teraz mogę umrzeć?”. Umysł nie poda ręki bezradności. Może najwyżej stanąć z boku i się przyglądać. A wtedy sam staje się bezradnością. Niektórzy nazwą ten proces pogodzeniem się, rezygnacją.
Zapadł już zmierzch, gdy wracałem. Dziwnie pokrzepiał mnie widok rozświetlonych okien mijanych domów, w których leniwie krzątało się życie. Jajecznica na boczku i włączony telewizor. Reflektory samochodów i latarnie uliczne. Po prostu iść.
23.
Dziś byłem splotem sprzeczności. Rozdrażnienie z powodu marnowania czasu. Nic nie rozumiem poza tym, że jestem tchórzem i boję się zmian. Zasnąłem jak dziecko – przy zapalonej lampce.
24.
Panna O. poczęstowała mnie ciastem marchewkowym. Zapach kawy. Zdumiewające, jak drobne gesty mogą wpływać na nastrój, o ile tylko jest w nas wdzięczność. Zadziwiająca to rzecz – u niektórych naturalna, u innych wyuczona, u wielu nieobecna.
25.
Piąta pięć. Rano jest najlepsza godzina dla umysłu, dlatego poświęcam ją na lektury. Porankom towarzyszą mądre książki. Ostatnio Jean Delumeau i Cywilizacja Odrodzenia. Procesy i postaci. „Pizarro obiecał wielkie bogactwa i wielkie królestwa: znacznie więcej niż ich znał, znacznie mniej, niż było ich w rzeczywistości”. Błyskotliwe. Na wieczór zostawiłem sobie coś lekkiego. Bitnicy. Pokaż mi swoją bibliotekę, a powiem ci, kim jesteś.
26.
Wciąż walczę z tym niedorzecznym przejaskrawianiem zła. Wszelkie objawy życzliwości i dobrego serca mimo woli traktuję jako naturalne i nazbyt często przechodzę nad nimi do porządku. Może dlatego, że człowiek z natury jest dobry? Zbyt proste. Chamstwo, brak szacunku i agresja, którym towarzyszy głupota i uleganie impulsom – zostają we mnie na dłużej, są ciągle analizowane; umysł już raz je przetworzywszy, wciąż przetwarza na nowo. Rozum rozumie, ale nie umie sprawić, by emocje rozumiały. Rozum nie trafia łatwo do emocji, bo te są zbyt pierwotne.
27.
Urząd. Przyszedł pan A.O. staruszek – pszczelarz, który ubiega się o dofinansowanie do przezimowanych rodzin pszczelich. Czekając na zaświadczenie (bez zachęty z mojej strony) począł snuć historię swojego życia. Jego ojciec miał pszczoły. Dziadek też miał pszczoły. Pradziadek „bardzo być może, że też”. Reminiscencje z wczesnego dzieciństwa. II wojna światowa. Dziadek miał kilka uli. Z jednego nie dochodziło brzęczenie pszczół. Młodziutki A.O. zapytał dlaczego. Dziadek upewnił się, że są sami, po czym otworzył ul. W środku leżały pistolety owinięte w szmatę. „To na szkopów!” – powiedział. Sprytne. A.O. zaśmiał się, jakby znów miał siedem lat.
28.
Próbowałem obejrzeć program publicystyczny. Niedorzeczne. Politycy. Najbardziej znienawidzona i pogardzana grupa społeczna, która ma zarazem najwyższe mniemanie o sobie. Polityka dla mas – rodzaj serialu telewizyjnego, niekończącego się tasiemca, który zżera to, co najcenniejsze, czyli czas.
29.
Przyglądałem się ludziom rozmawiającym o niczym. Zmęczeni, ale uśmiechnięci. Dobierający słowa. Aktorzy mimo woli. Brak celu. Ale czy brak celu to wada? Zawsze się go doszukuję, zwykle nie znajduję, a nie znajdując – wartościuję. Podstawą każdej rozmowy są asocjacje. Płynne przechodzenie od myśli A do myśli B, następnie do C i D… wszystkie kwestie połączone łańcuchem skojarzeniowym. Odgrywając rolę zawsze pozostajemy automatami i nie zdajemy sobie sprawy, że nimi jesteśmy (nieliczni uświadamiają to sobie dopiero post factum). Dlatego tak często szukam samotności. Wtedy nie trzeba grać.
30.
Paweł Z. Dziwny człowiek. Delirium tremens. Przyszedł mi na myśl w sklepie, gdy wkładałem do koszyka batonika o nazwie Pawełek. Nasza ostatnia rozmowa. Wyciągnął z barku jakiś zagraniczny trunek, który otrzymał w prezencie w czasach, gdy w przeświadczeniu swoim i swoich znajomych „coś znaczył”. Zasłonił dłonią etykietę.
– Wiesz co to jest? – zapytał.
– Nie wiem – odpowiedziałem.
– No i się nie dowiesz. – Otworzył i wychylił do dna. Trzy czwarte.
Ostatni popis.