Listy do W. (I-II)

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Oremus
Posty: 672
Rejestracja: pt 05 wrz, 2014

Post autor: Oremus »

I
Kochany Wnusiu!
Tak (bo jak inaczej?) miał zaczynać się list, do którego napisania zacząłem się przymierzać kilkanaście lat temu. Wtedy jeszcze nie było Ci śpieszno na świat, a Twoi rodzice dwoili się i troili, zachodząc, w czym problem. Była więc ogromna determinacja, wizyty u specjalistów, a także dyskretne zainteresowanie i emocjonalne wsparcie całej familii. U jej wierzącej części poszły w ruch modlitwy, u reszty – różne „niechrześcijańskie“ sztuczki, jak karteczki wtykane w szczeliny Ściany Płaczu w dalekim mieście lub papierowe balony zanoszące prośby do losu (Losu?). Ja wyłamałem się z szeregu i wątpiąc w skuteczność tych „wypróbowanych sposobów“, postanowiłem napisać do Ciebie list. Przyszło mi do głowy, że opisane przeze mnie sprawy tego świata, być może, na tyle rozbudzą Twoją ciekawość, iż pofatygujesz się osobiście, by cały ten jarmark cudów i dziwactw obejrzeć na własne oczy.
Wnusiu kochany, może, nie będąc jeszcze dotkniętym wtórną ślepotą, zapytasz, dlaczego rodzice i dziadkowie tak bardzo pragną urodzenia dziecka, skoro nieraz już się zdarzało, że ten i ów, grożąc pięścią nie wiadomo komu, krzyczał: „i po co mi było przychodzić na ten padół płaczu“? Ten dylemat nurtuje mnie od dłuższego czasu i jak do tej pory nie znalazłem satysfakcjonującej odpowiedzi. Bo czyż faktycznie nie przypomina to sytuacji, kiedy ktoś zaprasza gości, a potem częstuje ich spleśniałym chlebem, stęchłą kawą i na dodatek ich obraża? Wszyscy uważaliby takiego gospodarza za chama i świra. A przecież my, ludzie poważni, cały czas robimy taką właśnie rzecz.
Ale wtedy akurat, kiedy chciałem pisać do Ciebie ten list, nie przyszło mi to do głowy. Zresztą, w końcu z listu były nici i po wyrzuceniu kilku rozpisanych konspektów napisałem tylko pretensjonalny wiersz „Rozmowa z wnukiem“, który przeczytałem kiedyś nad ranem wesołym wujkom. Ci, wybuchając raz po raz gromkim śmiechem, potwierdzili swoją opinię wesołków. Bo po pierwsze, pytali pomiędzy jednym atakiem śmiechu a następnym, jak można pisać do kogoś, kogo nie ma jeszcze nawet na świecie, a po drugie, stary pryk pisze wierszyki, jak jakaś rozegzaltowana pannica?… Tego dnia wstałem krótko przed południem, bardzo bolała mnie głowa i doszedłem do wniosku, że publiczne czytanie wierszy szkodzi mojemu zdrowiu i że więcej już tego robić nie będę.
Od tamtego czasu minęły lata i znowu mi się zaczęło zbierać na pisanie, a to dlatego, że przyśniła mi się moja mama, Twoja prababka. Prababka nawiedza mnie w snach, ilekroć ma się zmienić pogoda, a także wtedy, kiedy marudzę ze spełnieniem jakiegoś szczególnie ważnego (zdaniem prababki) zadania. Prababka nigdy nie cierpiała przejawów opieszałości, więc jej wizyta z zaświatów tu i teraz na pewno ma na celu zwrócenie mojej uwagi na coś ważnego. Może na kurczący się czas? I rzeczywiście. Dziś nad ranem spadł śnieg, jakby ostrzegawczo podnosząc palec, by poważnie potraktować także drugą część sennego poselstwa.
Wracając do tematu – nie dość, że Bóg, Los czy może jeszcze jakiś inny „ktoś“ wysłuchali w końcu naszych błagań, to dosłownie aż się „zawnuczyło“ i dziś, kiedy stukam w klawisze komputera, jest Was już sześcioro: czterech chłopów na schwał i dwie śliczne panienki. I, być może, to jeszcze nie jest liczba ostateczna. Więc mimo wszystkich przytoczonych powyżej zastrzeżeń, komukolwiek, kto to sprawił, niech będą dzięki.
Dziadek

II
Kochane Wnusie,
ponieważ mieszkacie daleko, nie widujemy się zbyt często i każdy Wasz przyjazd jest dla babci i dla mnie wielkim świętem. Wy również lubicie odwiedzać swoich dziadków, choć (bez cienia zazdrości, słowo honoru!) podejrzewam, że najbardziej cieszycie się na spotkanie z naszą suczką. Rok temu nasz poprzedni przyjaciel francuski buldożek Nero ciężko zachorował i umarł. Ale było u nas smutno! Wszystko to, co mówią o przywiązaniu do pieska jak do ludzkiej istoty, to najprawdziwsza prawda! Wasza babcia zarzekała się, że więcej żaden psiak nie przekroczy naszego progu (to dlatego, że smutek rozstania przesłonił w jej wspomnieniach wszystkie piękne chwile przeżyte z Nero), ale oto minął rok i po naszym domu znowu hasa szalony szczeniak, szarpiąc, co popadnie, swoimi drobnymi, ostrymi jak igły ząbkami i, niestety, wszystko obsikując. Babcia i ja jesteśmy już jednak doświadczoną „psią familią“ i wierzymy, że są to przejściowe trudności i tak jak wszystkie nasze poprzednie czworonogi, w końcu i Bessie (bo tak się nasza suczka wabi) opanuje potrzebne nawyki.
Pytacie, skąd takie dziwne imię? Z babcią chcieliśmy pieska i kiedy z koszyka pełnego ruchliwych, śmiesznie popiskujących i cienkimi głosikami poszczekujących czworonogich istotek wyłowiliśmy czarne jak smoła diablę, od razu wiedziałem, że będzie się wabiło „Bies“. Ponieważ jednak wszyscy, łącznie z panią, która mam pieski prezentowała, niedowidzimy, przez pomyłkę wzięliśmy suczkę. Ale było śmiechu u pana weterynarza, kiedy pomyłka wyszła na jaw! No i co teraz? Jak nazwać suczkę, która miała być psem imieniem Bies? I tak wymyśliłem Bessie. Trochę podobne do Biesa, prawda?
Jednak nie o pieskach chcę dzisiaj pisać. Zauważyłem, że pomimo ogromnej radości, z jaką do nas przyjeżdżacie, po kilku dniach zaczynacie się niecierpliwić i widać, jak bardzo ciągnie Was z powrotem do siebie. Bo choć koło Waszego domu nie szumi taki jak nasz las, a na rozległym zboczu za oknami po przeciwnej stronie drogi nie pasą się krowy, dając prawdziwe koncerty dzwonków, porykiwań i krowiego sapania, choć w pobliżu Waszego domu nie płynie przepiękna, dzika rzeka, którą latem flisacy spławiają się na tratwach razem z zachwyconymi turystami, to jednak najbardziej ukochaliście swoje dalekie miasta. To tam mieszkają wszyscy Wasi towarzysze zabaw, szkolni koledzy i przyjaciele, to tam za oknami słychać znajomy szum samochodów. Tam jest Wasz dom i on zostanie w Waszych wspomnieniach przez całe życie miejscem najważniejszym, do którego już jako dorośli ludzie będziecie wracać. A jeśli te powroty z jakichś względów okażą się trudne lub niemożliwe, będziecie szukać w świecie miejsc, które będą Wam go przypominać.
To czarodziejskie miejsce, które w naszych sercach zapuściło głębokie korzenie, miejsce, które zawsze będzie najważniejsze, nazywa się Małą Ojczyzną. Również Wasi rodzice i rodzice waszych koleżanek i kolegów noszą w sercach swoje własne małe ojczyzny. Mają oni też, oczywiście, „wielkie ojczyzny“, czyli kraje, w których się urodzili. Wielka ojczyzna jest na tyle rozległa, że nikt nie jest w stanie poznać wszystkich jej mieszkańców ani wszystkich miast i wsi, które do niej należą, lecz bardzo często przenosimy na nią uczucia, którymi darzymy naszą Małą Ojczyznę. To na przykład Polska, Słowacja, Czechy lub inne państwa. Bywa jednak tak, że dorośli przeprowadzają się do innych krajów, czasami wielokrotnie, i w ten sposób uzyskują nowe wielkie ojczyzny. Ale dla każdego z nich najważniejszym i niezmiennie drogim na zawsze pozostanie zakątek, gdzie spędzili dzieciństwo i młodość.
Musicie wiedzieć, że po łacinie, w dawnej mowie, której już nikt na co dzień nie używa, ale której pozostałości znajdujemy w wielu współczesnych językach, „ojczyzna“ nazywa się „patria“, Od „patrii“ pochodzi słowo „patriotyzm”, które oznacza nasze przywiązanie do ojczyzny, szacunek do ludzi, którzy ją zamieszkują i pamięć jej historii. Patriotyzm to bardzo ważne uczucie i kiedyś na pewno jeszcze o nim porozmawiamy.
Wasz Dziadek
Ostatnio zmieniony wt 14 maja, 2024 przez Oremus, łącznie zmieniany 1 raz.