Michał Witold Gajda: Zabawa w samotność. Wiersze.
: czw 23 lip, 2015
Michał Witold Gajda: „Zabawa w samotność. Wiersze”. Koszalin 2015, Wydawn. „Krywaj”, s. 62
„Ilekroć zaczyna się ktoś użalać nad moją samotnością, zawsze mu tłumaczę, iż najlepiej się czuję z osobą inteligentną, czyli sobą…”, śmieje się moja bardzo dobra Znajoma, od 12 lat wdowa a teraz jeszcze opuszczona przez pracujące w UE dzieci.
Gorzka to konstatacja czy pogodna rezygnacja? I co na ten sam temat ma do powiedzenia pozostający (podobno) w swoim doborowym towarzystwie skamandrycko klasycyzujący Pan Michał Witold Gajda, bardziej znany na Portalu jako Misza?
Pozostaje wszak mimowolne pytanie: czy analizowana „Zabawa w samotność” jest rzeczywiście ową prawdziwą „zabawą”, albowiem wiersze Miszy wcale nie gloryfikują tytułowego ludycznego stanu:
"Oglądasz nowe zmarszczki i wciąż myślisz o nich.
Przechodzisz nowe wiosny, lecz więcej jesieni;
próbujesz coś odszukać i coś jeszcze zmienić.
Przecież, tak ci potrzeba ciepła jednej dłoni." [„Resume”]
„Ciepła dłoń” bądź droga „od człowieka do człowieka”. Pulsuje dotyk, delikatnie iskrząc, jakkolwiek z drugiej strony, akcentuje Poeta, że:
„poeta to przyjaciel ale bez przyjaciół
chociaż otwarł na oścież drzwi do swoich wierszy
mebluje świat słowami i czeka na kogoś” [„Przyjaciel”]
Czeka, właśnie czeka, uparcie wpatrując się w „Okno po drugiej stronie ulicy”, gdzie:
"Zapaliło się światło w oknie naprzeciwko
i przemknął cień kobiety za cienką zasłoną.
Tylko chwila. Tak krótka, jak ulotna bliskość
z człowiekiem w pustym świecie. Z moją nieznajomą."
Po czym ten „człowiek w pustym świecie” opisuje po mistrzowsku beznadziejnie piękną wielko- i podmiejską, osadzoną w szarym, brudnym, cuchnącym pejzażu, brzydotę rozlatujących się czynszówek, domostw, kamieniczek i rozkraczonych na dawnych obrzeżach, blokowisk.
W nazywanych mieszkaniami zasiedlonych komórkach żyją ludzie nie mniej od Autora samotni. Lub może jeszcze bardziej odeń samotni? Gdyż Poeta, w przeciwieństwie do opisywanych „samotnych”, został wyposażony w swoich pięć, ostrych niby brzytwa, zmysłów plus – balansującą wokół strefy szóstego zmysłu – nieprzeciętną wyobraźnię:
"Ulica lśniła w deszczu i była zamglona.
Niespiesznie nadszedł człowiek z krainy samotnych,
przystanął w gęstych strugach i uniósł ramiona,
żeby wspiąć się do nieba po sznureczkach kropli." [zob.: „Szósta rano”]
Recenzowany tomik liczy 55 wyjątkowej urody liryków, przesyconych [o czym nadmieniłam uprzednio] najszlachetniejszą ze szlachetnych skamandrycką konwencją tak pod względem nieskazitelności języka, jak samej urody treści i formy.
Pięknie wydany przez Panią Krystynę Wajdę jest on naprawdę obecnie nader rzadkim, bibliofilskim przykładem poetyckiej publikacji.
„Ilekroć zaczyna się ktoś użalać nad moją samotnością, zawsze mu tłumaczę, iż najlepiej się czuję z osobą inteligentną, czyli sobą…”, śmieje się moja bardzo dobra Znajoma, od 12 lat wdowa a teraz jeszcze opuszczona przez pracujące w UE dzieci.
Gorzka to konstatacja czy pogodna rezygnacja? I co na ten sam temat ma do powiedzenia pozostający (podobno) w swoim doborowym towarzystwie skamandrycko klasycyzujący Pan Michał Witold Gajda, bardziej znany na Portalu jako Misza?
Pozostaje wszak mimowolne pytanie: czy analizowana „Zabawa w samotność” jest rzeczywiście ową prawdziwą „zabawą”, albowiem wiersze Miszy wcale nie gloryfikują tytułowego ludycznego stanu:
"Oglądasz nowe zmarszczki i wciąż myślisz o nich.
Przechodzisz nowe wiosny, lecz więcej jesieni;
próbujesz coś odszukać i coś jeszcze zmienić.
Przecież, tak ci potrzeba ciepła jednej dłoni." [„Resume”]
„Ciepła dłoń” bądź droga „od człowieka do człowieka”. Pulsuje dotyk, delikatnie iskrząc, jakkolwiek z drugiej strony, akcentuje Poeta, że:
„poeta to przyjaciel ale bez przyjaciół
chociaż otwarł na oścież drzwi do swoich wierszy
mebluje świat słowami i czeka na kogoś” [„Przyjaciel”]
Czeka, właśnie czeka, uparcie wpatrując się w „Okno po drugiej stronie ulicy”, gdzie:
"Zapaliło się światło w oknie naprzeciwko
i przemknął cień kobiety za cienką zasłoną.
Tylko chwila. Tak krótka, jak ulotna bliskość
z człowiekiem w pustym świecie. Z moją nieznajomą."
Po czym ten „człowiek w pustym świecie” opisuje po mistrzowsku beznadziejnie piękną wielko- i podmiejską, osadzoną w szarym, brudnym, cuchnącym pejzażu, brzydotę rozlatujących się czynszówek, domostw, kamieniczek i rozkraczonych na dawnych obrzeżach, blokowisk.
W nazywanych mieszkaniami zasiedlonych komórkach żyją ludzie nie mniej od Autora samotni. Lub może jeszcze bardziej odeń samotni? Gdyż Poeta, w przeciwieństwie do opisywanych „samotnych”, został wyposażony w swoich pięć, ostrych niby brzytwa, zmysłów plus – balansującą wokół strefy szóstego zmysłu – nieprzeciętną wyobraźnię:
"Ulica lśniła w deszczu i była zamglona.
Niespiesznie nadszedł człowiek z krainy samotnych,
przystanął w gęstych strugach i uniósł ramiona,
żeby wspiąć się do nieba po sznureczkach kropli." [zob.: „Szósta rano”]
Recenzowany tomik liczy 55 wyjątkowej urody liryków, przesyconych [o czym nadmieniłam uprzednio] najszlachetniejszą ze szlachetnych skamandrycką konwencją tak pod względem nieskazitelności języka, jak samej urody treści i formy.
Pięknie wydany przez Panią Krystynę Wajdę jest on naprawdę obecnie nader rzadkim, bibliofilskim przykładem poetyckiej publikacji.